Teresa Romanowska
Ełk
Mówiąc o tradycyjnej kulturze na Mazurach wiele ludzi ma na myśli bardzo ciekawą kulturę ludności zamieszkałej tu przed wojną, a wywodzącej się z osadnictwa polskiego, zwłaszcza z Mazowsza (stąd nazwa "Mazurzy").
Jednak dla większości ludzi zamieszkujących obecnie te ziemie, a będących osadnikami powojennymi, bądź ich dziećmi czy wnukami, jest ona obca. Dlatego mówiąc o tradycjach na Mazurach będę mówiła nie tylko o tradycjach mazurskich, ale również o tych, które przywieźli ze sobą ludzie z Wileńszczyzny, Suwalszczyzny, Kurpiów i innych stron, z których współcześni się wywodzą.
Podstawowy teren, którego dotyczy witryna to Mazury, w szczególności Ełk i jego okolice.
Wiele zwyczajów związanych z Bożym Narodzeniem, to zwyczaje archaiczne, wywodzące się z pogaństwa, schrystianizowane w późniejszych wiekach zarówno przez ewangelickich Mazurów jak i katolickich osadników z Kresów Wschodnich i Polski centralnej.
Okres od Bożego Narodzenia do Trzech Króli zwany dawniej "Gody" pokrywa się z terminem świąt z czasów pogańskich zwanych "dziady" ku czci dusz zmarłych przodków. Były one obchodzone w okresie zimowego przesilenia słonecznego.
Wiele reliktów tych wierzeń zachowało się w kulturze tradycyjnej w schrystianizowanej formie. I tak na przykład: spożywanie wieczerzy wigilijnej w nastroju poważnym i uroczystym, potrawy takie jak: kluski z makiem, kutia, kasza jaglana, groch, pozostawianie pustego miejsca, stawianie jedzenia pod snopem, wróżby, itp. wiążą się z wiarą w wizytę dusz w tym terminie, magią wegetatywną zapewniają dobre wyniki gospodarcze, zabiegami apotropeicznymi, czyli zabezpieczającymi od chorób i nieszczęść ludzi i dobytek.
Od XVI wieku polskojęzyczni Mazurzy byli wyznania ewangelickiego. Zwyczaje świąteczne były, więc u nich nieco inne niż u osadników powojennych. Do 1945 roku nie urządzano tu tradycyjnej kolacji wigilijnej, nie dzielono się opłatkiem. Kolacja była może nieco tylko obfitsza niż zwykle. Tradycyjna potrawę - groch - sprowadzającą urodzaj spożywano w pierwszy dzień Świąt. W dzień wigilii Bożego Narodzenia chodził zespół obrzędowy zwany "sługi z szemlem".
W przeddzień wigilii Bożego Narodzenia we wszystkich grupach pochodzeniowych gospodynie przygotowywały dla domowników czystą pościel i bieliznę, aby nawet strojem i czystością ciała wszyscy mogli uszanować to wielkie Święto. Maglowały też biały lniany obrus do przykrycia wigilijnego stołu, robiły porządki.
W dniu wigilijnym z rana gospodynie osadników piekły ciasto drożdżowe na Święta, na Suwalszczyźnie nazywane bułką, na Wileńszczyźnie pierogiem. Przygotowywały też potrawy przeznaczone na kolację wigilijną. Mężczyźni natomiast zajmowali się przyniesieniem snopa zboża, gałązek "jedli" lub choinki oraz siana, które kładli na stół. Dzieci, czasami z pomocą ojca, zajmowały się strojeniem choinki.
Snop zboża nazywany "dziadem" przynoszony był do domu i stawiany w kącie, albo nawet kilka snopów w kilku kątach po to, aby w przyszłym roku był urodzaj. Znany był on zarówno wśród Mazurów jak i osadników powojennych.
Choinka pojawiła się w różnych regionach i domach w niejednakowym czasie.
W rodzinach mazurskich bywała w domach już od. 1910 roku. U osadników znana była od okresu międzywojennego lub nawet powojennego. Zależało to od zamożności gospodarzy i od tego, czy były w domu małe dzieci.
W okresie międzywojennym na Wileńszczyźnie, Grodzieńszczyźnie i Białostocczyźnie występowała sporadycznie, tylko w bogatszych rodzinach.
Na Suwalszczyźnie zaś stawiano ją również w biednych domach, ale tam, gdzie były małe dzieci.
Po wojnie wystrój choinki już był bardziej urozmaicony. Stosowano łańcuchy, gwiazdki, bombki, jeżyki, pajace, itp.
Małe, żywe drzewko ubierano w łańcuchy robione ręcznie z papieru i ze słomy, aniołki, których główki kupowano w sklepie, a sukienki wykonywano z papieru, ciastka domowego wyrobu. Cukierki i świeczki wieszano na drzewku tylko w domach bogatszych.
Fot. Tradycyjny łańcuch na choinkę
aniołek do zawieszenia na choinkę
łańcuchy na choinkę wykonane przez dzieci
Jedną z ostatnich czynności przygotowawczych było przyniesienie siana, położenie go na stole, przykrycie białym obrusem i ustawienie potraw w miskach. W niektórych rejonach stawiali także krzyż i świece. Zawsze u katolickich osadników królował na stole opłatek.
rysunek dziecka
Kiedy już wszystko było gotowe, domownicy myli się, przebierali i wyglądali pierwszej gwiazdki.
Jeszcze w okresie międzywojennym na Wileńszczyźnie sporadycznie obchodzono trzy wigilie, (o których występowaniu w XIX wieku pisze O. Kolberg): postna przed Bożym Narodzeniem i dwie tłuste: przed Nowym Rokiem i Trzema Królami.
W wieczór wigilijny od chwili pojawienia się pierwszej gwiazdki scenariusz postępowania u wszystkich powojennych osadników był podobny.
Wigilia Bożego Narodzenia była czasem szczególnym. Zaczynała się wraz z pierwszą gwiazdką, chociaż nie zawsze tego przestrzegano. W niektórych domach zaczynało się ją około godziny osiemnastej. Tam gdzie były małe dzieci, starano się spożyć wieczerzę wcześniej, aby nie były senne. Poza tym to właśnie dzieci na ogół wypatrywały pierwszej gwiazdki. W kolacji uczestniczyła najbliższa rodzina. Jeżeli w sąsiedztwie byli samotni ludzie, to zapraszano ich.
Wieczerzę rozpoczynano pacierzem, którym dziękowano Panu Bogu za miniony rok i proszono, aby przyszły był dobry. Odmawiano też modlitwę za zmarłych łącząc się tym samym ze wszystkimi domownikami również tymi, którzy odeszli.
Następnie ojciec brał opłatek, podawał domownikom w milczeniu lub mówił: "Daj Boże za rok doczekali".
Kolejną czynnością było spożywanie przygotowanego jadła, przeważnie w milczeniu. Potraw teoretycznie powinno być 12, na pamiątkę liczby apostołów, ale nie zawsze tak było, w biednych rodzinach przeważnie podawano ich mniej. Różniły się też trochę potrawy w różnych regionach skąd osadnicy pochodzili.
Na Wileńszczyźnie przeważnie podawano 12 potraw wigilijnych, spośród następujących: żurek z grzybkami, pęcak z grochem, kluski, ciasto postne, kapusta z grzybami, kompoty (z agrestu, porzeczek, jabłek suszonych), mak do klusek, woda z makiem, śledzie, ryba, obwarzanki, kisiel z mąki owsianej, pszenica z makiem, "kutia" z pszenicy, "śleżyki" z białej mąki, pierogi z grzybami i z kapustą, ryż z makiem, gałki z mąki gryczanej, kluski z twarogu z makiem, "podsyta" (woda słodka z maku, miodu i cukru), perłowa kasza wybijana w stępie (zalana "podsytą"), itp.
na stole wigilijnym kutia, miód i mak
przy stole wigilijnym
W okolicach Lipska zestaw potraw wigilijnych wyglądał następująco: śledzie (warstwa cebuli i warstwa śledzi wstawione do pieca chlebowego i podgrzane) z gotowanymi ziemniakami, postne (bez jajek i mleka) bułki pieczone i zalane wodą makową (mak zmielony dwa razy z dodatkiem miodu), kompot z owoców suszonych, "kutia" z pszenicy, kisiel z owsa, ryba smażona w oleju, kapusta na gorąco, śledzie moczone przyprawione oliwą z chlebem.
Potrawą charakterystyczną dla Suwalszczyzny była zupa makowa nazywana "ptasie mleczko". Wykonywało się ją ucierając mak w makotrze drewnianym wałkiem i dodając cukru. "Ptasim mleczkiem" zalewało się trzy kolejne potrawy wigilijne: kluski ziemniaczane, łazanki i kisiel z owsa (wykonywało się go w sposób następujący: owies mieliło się na żarnach, następnie zalewało wrzątkiem w dzieżce, aby zakisł, następnie gotowało się aż zgęstniał).
Inne potrawy to: placki ziemniaczane gotowane (z tego samego ciasta, co kluski tylko spłaszczone), ziemniaki, śledzie, ryba w galarecie, jeśli udało się złapać w jeziorze, grzyby suszone następnie gotowane, pokrojone z cebulką i przyprawione pieprzem, spożywane na zimno, ponadto kapusta gotowana przyprawiona małą ilością oleju z dodatkiem grzybów, kompot z suszonych jabłek, kisiel z żurawin, pęczak zalany zupą makową.
Koło Knyszyna podawano, śledzie, groch, kutię z pęczaku, kluski kartoflane z makiem, kartofle z grochem, kapustę z grzybami.
Po kolacji śpiewano kolędy, wróżono i czasami znajdowano prezenty.
Na wszystkich omawianych terenach popularne w tym dniu były wróżby i przesądy. Uważali przy siadaniu do stołu, aby każdy miał swój cień, w przeciwnym przypadku nie dożyje następnej wigilii. Wierzono, że kto pierwszy spożyje wigilijną wieczerzę, ten będzie we wszystkim przodował, będzie pierwszy w każdej pracy. Mówiono dzieciom, że mają być grzeczne na wigilię, aby być takimi przez cały rok..
Na całym omawianym obszarze najpopularniejsze były wróżby z długości siana spod obrusa, np. dłuższe sianko oznaczało, że w tym roku będzie wyższy len lub, że wróżący będzie długo żył albo, jeśli sianko ciągnęły dwie panny, to, która pierwsza wyjdzie za mąż. Jeśli zaś wyciągnięto sianko o podwójnym źdźble to oznaczało dla panny, że wyjdzie za mąż, a dla mężatki, że będzie miała dziecko.
Gospodyni brała ze stołu wigilijnego groch, wkładała go w przetak i zanosiła kurom, aby się dobrze niosły. Jeżeli w dniu wigilijnym do domu wejdzie jako pierwsza kobieta, w gospodarstwie będą się rodziły owce, krowy, klacze, itp. Wierzono, że o północy rozmawiają ze sobą zwierzęta, dlatego gospodarz zanosił krowom opłatek, a kurom krupy z grochem i proso.
Na Wileńszczyźnie opowiadano, że jeśli panna chce wiedzieć jak będzie wyglądał jej przyszły mąż powinna wziąć wszystkich potraw wigilijnych po trochę na talerzyk, uprzedziwszy wcześniej wszystkich domowników, aby nie próbowali ich. Następnie, po kolacji, kiedy już szła spać, stawiała ten talerzyk koło swego łóżka i odmawiała "Zdrowaś Mario...". Jeśli miała wyjść za mąż, to śniło się jej, że przychodził mężczyzna przypominający wyglądem przyszłego męża i te potraw jadł.
Na Suwalszczyźnie oprócz wróżb z siana zanotowano następującą: gospodarz wychodził na dwór, uderzał kijkiem w płot pleciony i słuchał, w którą stronę niósł się głos, na tej podstawie określał, kto w tym roku będzie szczęśliwy lub nie.
Na Suwalszczyźnie, Wileńszczyźnie i Grodzieńszczyźnie nie sprzątało się ze stołu potraw wigilijnych po kolacji. Sianko z opłatkiem ojciec zanosił dla zwierząt. Koło Knyszyna zaś ze stołu się sprzątało, ale groch koniecznie dawano kurom, żeby się dobrze niosły, sianko z opłatkiem, "dla żywiny" (bo rozmawiają o północy), a kutię należało postawić pod snop w kącie na talerzyku ("na skorupie"), aby dusze zmarłych pożywić ("dla dusyckow z tego domu zmarłych").
Święto Bożego Narodzenia na Wileńszczyźnie gwarowo ("po prostu") zwane "kolady" trwało cztery dni. Pierwszy i drugi to były święta kościelne, trzeci - wypoczynkowy, a czwarty ludowy. We wszystkie cztery dni nie pracowano, pierwszego nawet nie gotowano, a czwartego dnia nie pracowano, aby zapewnić urodzaj.
Na Suwalszczyźnie pierwszego dnia Świąt nie jedli mięsa, nie gotowali obiadu, żywili się tym, co zostało z kolacji wigilijnej. Dorośli tego dnia odpoczywali w swoich domach, nikt nikogo nie odwiedzał. Dzieci natomiast biegały po podwórku i do sąsiadów. W drugi dzień Świąt urządzano przyjęcia dla krewnych lub sąsiadów, na których podawano mięso, czasem również alkohol ("kwaterka", czyli ćwiartka).
W okolicach Lipska było podobnie, pierwszy dzień był wypoczynkowy, robiono obrządek, wypoczywano, śpiewano kolędy, nikt nikogo nie odwiedzał, tylko kolędnicy przychodzili. Nie było tu postu na mięso, ale jedli tylko te potrawy, które były wcześniej przygotowane. Drugiego dnia przyjeżdżała z sąsiedniej wsi rodzina w gościnę.
Jak już wspomniałam, ewangelicka ludność Mazurska nie spożywała uroczystej kolacji wigilijnej. Takim uroczystym posiłkiem było śniadanie pierwszego dnia Świąt. Spożywano je po uroczystościach kościelnych, które trwały od godziny drugiej w nocy z Wigilii na pierwszy dzień Świąt. Nabożeństwo to nazywało się Jutrznia na Gody. Inscenizowano podczas niego sceny związane z narodzeniem Chrystusa. Więcej wiadomości na ten temat znaleźć można w książce Karola Małka p.t. "Jutrznia na Gody".
W poszczególne dni świąteczne, a nawet jak już wspomniałam, u Mazurów przed Świętami, chodziły różnego rodzaju zespoły kolędnicze.
U ludności autochtonicznej, czyli Mazurów były to trzy rodzaje zespołów.
"Sługi z "szemlem". Były to postacie ubrane na biało z kukłą konia też przybraną na biało (Szemiel z niemieckiego znaczy siwek lub koń z nieba). Zespół śpiewał kolędy. Szemel przynosił dzieciom prezenty.
"Rogale" - przebierańcy, którzy chodzili po domach od Bożego Narodzenia do Trzech Króli lub dłużej. Byli to: żołnierz, kominiarz, Żyd, Cygan, dziad, baba oraz zwierzęta: bocian, koza, niedźwiedź. "Rogale" składali życzenia, śpiewali kolędy, przymawiali się o datki.
"Trzej Królowie" - chodzili po domach w dniu Trzech Króli". Śpiewali kolędy, składali życzenia, czasami inscenizowali historię Króla Heroda.
Osadnicy pochodzący z różnych regionów przywieźli ze sobą różnorodne obyczaje związane z kolędowaniem, ale podsumowując można by wyróżnić następujące grupy zespołów kolędniczych:
Grupa dzieci (przeważnie chłopców) z gwiazdą śpiewająca kolędy. Chodzili przeważnie w okolicach Świąt Bożego Narodzenia
Grupa zwana "Herody" lub "Trzy Króli", to młodzież starsza inscenizująca wydarzenia z okresu narodzin Jezusa ubarwione współczesnymi aktorom historiami, powiedzonkami i żartami. Chodzili przeważnie od święta Trzech Króli (6 I) do Matki Bożej Gromnicznej (2 II).
Grupa dzieci z szopką śpiewająca kolędy w okresie Bożego Narodzenia.
Na Wileńszczyźnie w okresie Bożego Narodzenia chodziły dzieci z oświetloną gwiazdą, śpiewały kolędy i dostawały za to pieniądze. Od Trzech Króli do Matki Bożej Gromnicznej natomiast chodzili dorośli mężczyźni tworząc zespoły przebierańców zwanych "Trzy Króli". Byli przebrani za króla Heroda, szatana z ogonem, śmierć z kosą, śpiewali kolędy, dostawali za to kiełbasę lub pieniądze.
W okolicach Lipska chodzono tylko z gwiazdą. Byli to chłopcy kilkunastoletni, którzy śpiewali kolędy obracając gwiazdą.
Na Suwalszczyźnie zaś z gwiazdą chodzili samodzielnie lub z grupą dorosłej młodzieży zwanej "Herody". Oni również jako jeden z rekwizytów mieli gwiazdę, ale oprócz tego była to grupa kolędników przedstawiająca wydarzenia z okresu narodzin Jezusa ubarwiona współczesnymi aktorom historiami, powiedzonkami i żartami.
W okolicach Knyszyna chodzili chłopcy z szopką i śpiewali kolędy. Z gwiazdą, w przeciwieństwie do innych regionów, tu nie chodzili. Zespoły kolędnicze zwane "Herody" posługiwały się tekstem znajdującym się w kantyczkach. Postacie, to: król w koronie, adiutant i 2 żołnierzy w wojskowych ubiorach z szablami, Żyd, śmierć, 1 lub 2 anioły, dziad.
Tekst inscenizacji "Herodów" na Podlasiu znajduje się "Dziełach wszystkich" Oskara Kolberga. Wydaje się, że zwyczaj ten, jeśli w danym regionie występuje jest prawie identyczny, różnić się może tylko inwencją twórczą samych aktorów. Występy "Herodów" są żywe w pamięci współczesnych mieszkańców Ełku starszego i średniego pokolenia, chętnie o nich opowiadają opisując ich występ dodają własne komentarze i odczucia, zwłaszcza, że jako dzieci przeżywali to bardzo emocjonalnie.
"Święte wieczory" znane wśród osadników, a na Mazurach zwane "Dwunastki", to wieczory od Bożego Narodzenia do Trzech Króli. Nie wykonywano wtedy cięższych prac. Zbierała się młodzież, śpiewano, starcy opowiadali legendy i historie, nawiązywał się kontakt między starszym a młodszym pokoleniem, sprzyjało to podtrzymywaniu tradycji. Dziewczęta wróżyły na temat zamążpójścia, podobnie jak w wigilię. Mazurzy takie spotkania towarzyskie połączone nieraz z zabawą taneczną nazywali "guzinami".
Zakazy szycia, przędzenia, tłuczenia kaszy w stępie, mielenia w żarnach, rąbania, itp. były związane z wiarą, że w okresie Bożego Narodzenia przebywają na ziemi dusze zmarłych. Jest to relikt dawnych wierzeń pogańskich. Mówiono, że wykonując te prace można byłoby uszkodzić dusze, które są przecież niewidzialne, Ponadto wierzono we wzmożoną w tym okresie działalność czarownic.
Straszono, że kto zakazu wykonywania prac nie posłucha, może mu się stać coś złego. Koło Knyszyna mówiono, że jak ktoś będzie szyć, to urodzi się "świniak z zaszytą dupą". O. Kolberg odnotowuje, koło Tykocina i Bielska, że motanie nici może oznaczać "zamotanie się" wilków do wsi, trzęsienie zaś i rąbanie może spowodować, że zwierzęta, które urodzą się w gospodarstwie mogą być wpół przecięte. Na Mazurach mówiono, że jak ktoś w tych dniach będzie prządł, to bydło kręćka we łbie dostanie i będzie się kręcić za ogonem.
Wigilia Nowego Roku zwana obecnie "Sylwestrem" łączy w sobie przeżytki zarówno pogańskiego kultu zmarłych, jak wesołych rzymskich Saturnaliów, kiedy to robiono sobie psoty i wesoło się bawiono.
Na Mazurach wieczorem sprzątano izbę i przystrajano, a podłogę posypywano piaskiem gdyż wierzono, że kiedy nocą przyjdą dusze, to ich ślady można będzie zobaczyć na piasku. W dzień wigilii Nowego Roku pieczono ciastka w kształcie zwierząt gospodarskich i roślin uprawnych zwane "nowolatka", które miały charakter magiczny. Zapewniały, bowiem powodzenie w uprawach i hodowli.
Przed północą Mazurzy jedli z jednej miski potrawę zwaną "breja". Miało to być symbolem jedności i zgody całej rodziny. O północy wychodzili na dwór i krzyczeli: "już po brei". Oznaczało to początek Nowego Roku.
W nocy płatano sobie różnego rodzaju figle. Zwyczaj był znany zarówno wśród Mazurów jak i osadników. Na Wileńszczyźnie "to bronę postawią pod płot, to komin założą, żeby dym nie leciał". Dziewczyny w domach chłopaków zamazywały czymś okna lub kradły ubrania, które potem w Nowy Rok chłopcy musieli wykupić. Podobnie było w Augustowskim, tu figle płatała tzw. "kawalerka". Robili to szczególnie w tych domach, gdzie była panna na wydaniu lub jakaś rodzina nielubiana. Taka symboliczna kradzież narzędzi rolniczych i stawianie ich pod płot lub na dach miała zapewnić pomyślność, poza tym, że była wesołą zabawą.
Zarówno Mazurzy jak i osadnicy wierzyli, że Nowy Rok należy dobrze rozpocząć, aby cały rok był dobry. Dlatego, podobnie jak w wigilię Bożego Narodzenia, składano sobie dobre życzenia. Robiono to w najbliższej rodzinie, w domu, ale również znajomym przy spotkaniu na ulicy.
Na Suwalszczyźnie w przeddzień Nowego Roku przygotowywali jedzenie, aby tego dnia nie pracować. Obierano, więc ziemniaki "na jutro", pieczono "fafernuski", czyli wałki z ciasta pokrojone i upieczone w piecu.
Na Wileńszczyźnie wierzono, że jak w Nowy Rok do domu wejdzie jako pierwsza kobieta, to będą się rodziły,"ciełuszeczki", owieczki, itp., a jak mężczyzna, to konie, byczki, itp. Na Mazurach zaś mówiono, że jeśli tego dnia wejdzie do domu jako pierwszy mężczyzna, to wróży to powodzenie, jeśli zaś kobieta, to wprost przeciwnie.
Na Nowy Rok wróżono, podobnie jak na Boże Narodzenie lub w święte wieczory. Panna wychodziła na dwór wieczorem i słuchała, z której strony pies zaszczeka, z tej strony przyjedzie jej przyszły mąż. Zbierała polana, a następnie liczyła, ile jej się udało zagarnąć. Jeśli do pary, to w tym roku wyjdzie za mąż, jeśli nie, to nie wyjdzie. Dziewczęta obejmowały płot najdalej jak tylko mogły i liczyły sztachety. Jeżeli była to parzysta ilość ("ciotka"), to wyjdą za mąż, jeżeli nieparzysta ("liszka"), to nie wyjdą. Na krzyżowej drodze panna kładła się i słuchała, z której strony swat przyjedzie. Kilka panien sypało w kupkach jęczmień, następnie przynosiły koguta. Której panny kupkę kogut najpierw zacznie jeść, ta pierwsza wyjdzie za mąż.
Na Mazurach w pierwszy dzień Nowego Roku gospodarz wychodził do sadu i obwiązywał drzewa owocowe słomą tą, która w czasie Świąt stała w izbie. Do słomy dodawał okruchy nowolatka.
Ełk – miasto w południowo-wschodniej części Mazur, w którym wymieszały się różne kultury. Po wojnie oprócz nielicznej ludności miejscowej zamieszkali tu przybysze.
Boże Narodzenie - przygotowania do Świąt i świętowanie
- Adwent
- Karnawał
- Przygotowania do Świąt Wielkanocnych
wersja na telefon
- Czerwiec - zwyczaje okresu przesilenia letniego
Tradycje rodzinne na Mazurach
-Tradycyjne wesele na Mazurach
Kultura europejska jest bardzo silnie związana z kulturą starożytnych cywilizacji Grecji oraz Rzymu